Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Blues Express 2014

Obraz
12tego lipca, o godzinie 14tej, jako jedyny pasażer, wsiadłam do Blues Express w Obornikach Wlkp. Gdy tylko zobaczyłam kłęby czarnego dymu i wyłaniającą się z nich lokomotywę, poczułam przypływ letniej euforii. Witało mnie wiele machających rąk i roześmianych twarzy. W pociągu było dużo wolnych miejsc. Na pierwszej stacji, w Rogoźnie, zlustrowałam cały skład ciuchci. Ku mojemu zdziwieniu, nie znalazłam Warsu, ani wagonu muzycznego. Nie było gdzie tańczyć, a nasze okrzyki zagrzewające zespół Cheap Tabaco do wielkiego grania, były głośniejsze od dźwięku instrumentów i głosu liderki. Cieszyłam się już od miesiąca, że usłyszę znów Cheap Tabaco. Niestety nie usłyszałam. W zasadzie było tak, jakby ich tam wcale nie było. Zostało mi cieszyć się jazdą ciuchcią, którą poprzednio jechałam w 2009tym roku. Wtedy, wagonem muzycznym był wagon bagażowy, opróżniony ze wszystkiego, było w nim prawdziwe nagłośnienie i tańce trwały w nim aż do samego Zakrzewa. Poza tym, był tzw W

Gazpacho Wrocław

Jest ciemno. Pędzę w noc. Po obu stronach szosy majaczą potężne plamy lasów. Wyjeżdżam w bezmiar pól. Czuję zapach otwartej przestrzeni. Otaczają mnie gwiazdy. Zachłystuję się ogromem nieba. Prostuję się z nad kierownicy roweru, i łykam wiatr przestrzeni. Jeszcze ostatnie wzniesienie i szalony zjazd w dół. Czerń asfaltu ucieka spod kół. Światła mijających aut nagle się kończą. Maleńki ognik rowerowej latarki tylko zaznacza obecność. Pędzę w ciemność. Porzucam lęk i lecę, lecę, tracę ciało i ciężar życia. Unosi mnie podniecenie i ta cudowna muzyka: tick-tock, tick-tock… To nagłe wspomnienie uderza we mnie z mocą liryki głosu Ohme. „Oceanside ends the ride then you fall, the skies fly by, you close your eyes…” szeptał Ohme w mikrofon w Sali Koncertwoej Radia Wrocław, a ja, w szóstym rzędzie, płakałam. Gazpacho tworzy dla nas nowe światy i prowadzi nas przez nie. Opowiada, szepcze, i każe podziwiać świat pustyń, morskich latarni, opowiada o ludzkich tęsknotach i marze

Dikanda

Obraz
Gorzelnia 505 w Połajewie. Od w dwóch lat prowadzę moje autko z muzyką Dikandy. Zawdzięczam jej wiele radości oraz naiwnej wiary we własne umuzykalnienie. Pokrzykuję i śpiewam podążając szosami. Płyta za płytą, trwało moje uczucie do Dikandy. Ileż to dróg i ileż kilometrów bezustannej radości trwania dźwiękiem. Ile powtórzeń, okrzyków i westchnień. Tylko zatańczyć w autku trudno … A zatańczyć mi przyszło, z Dikandą, nieoczekiwanie, w nieoczekiwanej scenerii. Folk trafił gdzie jego miejsce, w serce wsi połajewskiej, do starej gorzelni, zaadaptowanej dla restauracji przez duże r, z fortepianem gości oczekującym. Nie było tego wieczoru z niego pożytku. Struny zabrzmiały w wykonaniu wiolonczeli i gitar. Prym wiodła trąbka, akordeon i charakterystyczne dla Dikandy bębny. Również nieoczekiwanie błędnym się okazało moje wyobrażenie o wyrywającym z butów charakterze Dikandy. Witalność i energia muzyków jest równie ogromna co liryzm w słowie i dźwięku. Popłynęły