Posty

Koncert Caravan, Poznań 2019

Karawana i Wielbłądy Caravan, Blue Note, 22,01,2019  Samotny wielbłąd karawany nie czyni. Dlatego na początku był Caravan.  Grupę powołał w 1968r Pye Hastings. Dwa lata później, również w Wielkiej Brytanii, powstała formacja Carmel, którą znałąm od lat, w odróznieniu od Caravan, któremu dopiero na koncercie postanowiłam się bliżej przyjrzeć. Już po pierwszych utworach poczułam zapach wielbłąda. Oba zespoły tworzą piękne muzyczne krajobrazy. Często są to suity trwające kilkadziesiąt minut.  Taki cudowny nurt muzyczny z tamtych lat, nazywam hippi progres i mam w tej szkatułce między innymi King Crimson i  Indian Summer, czy wczesny Pink Floyd. Jakież było moje zdziwienie, gdy pisząc ten atykuł, wyszperałam, że trzej muzycy Caravan, bracia Sinclaire i Jan Schelhaas, zostali zaproszeni do składu Camel, współtworząc z Camel płyty Rain Dances i Brathless. Muzycy Caravan pojawili się na scenie punktualnie. Oby polskie sceny nabrały tego zwyczaju. Liderem grupy jest wokalista i git

Ethno Port 2015

Obraz
Są takie dźwięki, które niosą wspomnienia miejsc nieznanych, wydzierają z dusz naszych niespełnienia, kojąc je tysiącem dźwięków ze stu strun wybrzmiałych. Anielskie to harfy, i zaiste, aniołów je pieściły ręce. Catrin Finch i Seckou Keita . 47 strun walijskiej, pięknej harfy i smukła, zachodnioafrykańska kora. Ulotny dialog dwóch światów i dwóch płci, oraz uczta dla setek uszu zgromadzonych na koncercie otwarcia festiwalu Ethno Port 2015. Harfa jeszcze raz zagościła na scenie Sali Wielkiej. Na kobiecej harfie ardine zagrqała mauretańska wokalistka afrykańskiego nurtu pop Noura Mint Seymali . Przemknął przez publiczność pustynny samum, niesiony dźwiękiem elektrycznej gitary Jeichy Ould Chighaly. Wspierając, zmieciony wojną, festiwal na malijskiej Saharze, w orszak etnoportowych artystów, zaproszono na sceny zamku jeszcze dwie afrykańskie formacje. Poderwały publikę bębny i młoteczki Bessekou Kouyate , malijskiego mistrza Ngoni. Głosy afrykańskich kobiet tchną si

Blues Express 2014

Obraz
12tego lipca, o godzinie 14tej, jako jedyny pasażer, wsiadłam do Blues Express w Obornikach Wlkp. Gdy tylko zobaczyłam kłęby czarnego dymu i wyłaniającą się z nich lokomotywę, poczułam przypływ letniej euforii. Witało mnie wiele machających rąk i roześmianych twarzy. W pociągu było dużo wolnych miejsc. Na pierwszej stacji, w Rogoźnie, zlustrowałam cały skład ciuchci. Ku mojemu zdziwieniu, nie znalazłam Warsu, ani wagonu muzycznego. Nie było gdzie tańczyć, a nasze okrzyki zagrzewające zespół Cheap Tabaco do wielkiego grania, były głośniejsze od dźwięku instrumentów i głosu liderki. Cieszyłam się już od miesiąca, że usłyszę znów Cheap Tabaco. Niestety nie usłyszałam. W zasadzie było tak, jakby ich tam wcale nie było. Zostało mi cieszyć się jazdą ciuchcią, którą poprzednio jechałam w 2009tym roku. Wtedy, wagonem muzycznym był wagon bagażowy, opróżniony ze wszystkiego, było w nim prawdziwe nagłośnienie i tańce trwały w nim aż do samego Zakrzewa. Poza tym, był tzw W

Gazpacho Wrocław

Jest ciemno. Pędzę w noc. Po obu stronach szosy majaczą potężne plamy lasów. Wyjeżdżam w bezmiar pól. Czuję zapach otwartej przestrzeni. Otaczają mnie gwiazdy. Zachłystuję się ogromem nieba. Prostuję się z nad kierownicy roweru, i łykam wiatr przestrzeni. Jeszcze ostatnie wzniesienie i szalony zjazd w dół. Czerń asfaltu ucieka spod kół. Światła mijających aut nagle się kończą. Maleńki ognik rowerowej latarki tylko zaznacza obecność. Pędzę w ciemność. Porzucam lęk i lecę, lecę, tracę ciało i ciężar życia. Unosi mnie podniecenie i ta cudowna muzyka: tick-tock, tick-tock… To nagłe wspomnienie uderza we mnie z mocą liryki głosu Ohme. „Oceanside ends the ride then you fall, the skies fly by, you close your eyes…” szeptał Ohme w mikrofon w Sali Koncertwoej Radia Wrocław, a ja, w szóstym rzędzie, płakałam. Gazpacho tworzy dla nas nowe światy i prowadzi nas przez nie. Opowiada, szepcze, i każe podziwiać świat pustyń, morskich latarni, opowiada o ludzkich tęsknotach i marze

Dikanda

Obraz
Gorzelnia 505 w Połajewie. Od w dwóch lat prowadzę moje autko z muzyką Dikandy. Zawdzięczam jej wiele radości oraz naiwnej wiary we własne umuzykalnienie. Pokrzykuję i śpiewam podążając szosami. Płyta za płytą, trwało moje uczucie do Dikandy. Ileż to dróg i ileż kilometrów bezustannej radości trwania dźwiękiem. Ile powtórzeń, okrzyków i westchnień. Tylko zatańczyć w autku trudno … A zatańczyć mi przyszło, z Dikandą, nieoczekiwanie, w nieoczekiwanej scenerii. Folk trafił gdzie jego miejsce, w serce wsi połajewskiej, do starej gorzelni, zaadaptowanej dla restauracji przez duże r, z fortepianem gości oczekującym. Nie było tego wieczoru z niego pożytku. Struny zabrzmiały w wykonaniu wiolonczeli i gitar. Prym wiodła trąbka, akordeon i charakterystyczne dla Dikandy bębny. Również nieoczekiwanie błędnym się okazało moje wyobrażenie o wyrywającym z butów charakterze Dikandy. Witalność i energia muzyków jest równie ogromna co liryzm w słowie i dźwięku. Popłynęły

Ethno Port 2013

Obraz
Opuścili ludkowie poznańscy zamku cesarskiego gościnę. Cesarskie pany i raz by jeszcze pomarli, a i w trumnach się zawiercili na ten widok piękny, gdy lud wszelki zamkową trawę ugniata, a na dziedzińcu chłopy i dziewki hulają i gości wszelkich pospraszali. Tamikrest Pustynnego rodu potomkowie, rozległego i walecznego ludu Tuaregów, podali nam nutę walki, miłości i wspólnoty. Przeszywające do walki zawołanie, butna krew pustyni i braterstwa. Transowa djemba i śmiertelni głęboki głos bębna, którego nazwy nawet nie zgaduję. Trzy gitary i jeden powracający intuicyjny motyw. Ustrojeni w turbany, hidżaby i hennowe tatuaże wiedli nas tropem tęsknot upalnych w krainę zapomnienia i jednym już byliśmy transowym organizmem. Piękni i dumn,i trzy razy bisowali wywoływani z zza kulis ich własnym zawołaniem. Wolności i ziemi dla Tuaregów wołajmy. Dubioza Kolektiv Podążyliśmy tropem głośników dudniących po d zamkiem. Kobieta – robot, tekstem niestandardowym, zapowiedź wy