Ethno Port 2015
Są takie dźwięki, które niosą wspomnienia miejsc
nieznanych, wydzierają z dusz naszych niespełnienia, kojąc je tysiącem
dźwięków ze stu strun wybrzmiałych. Anielskie to harfy,
i zaiste, aniołów je pieściły ręce. Catrin Finch i Seckou Keita. 47 strun walijskiej, pięknej harfy i smukła, zachodnioafrykańska kora. Ulotny dialog dwóch światów
i dwóch płci, oraz uczta dla setek uszu zgromadzonych na koncercie otwarcia festiwalu Ethno Port 2015.
Harfa jeszcze raz zagościła na scenie Sali Wielkiej. Na kobiecej harfie ardine zagrqała mauretańska wokalistka afrykańskiego nurtu pop Noura Mint Seymali. Przemknął przez publiczność pustynny samum, niesiony dźwiękiem elektrycznej gitary Jeichy Ould Chighaly.
i zaiste, aniołów je pieściły ręce. Catrin Finch i Seckou Keita. 47 strun walijskiej, pięknej harfy i smukła, zachodnioafrykańska kora. Ulotny dialog dwóch światów
i dwóch płci, oraz uczta dla setek uszu zgromadzonych na koncercie otwarcia festiwalu Ethno Port 2015.
Harfa jeszcze raz zagościła na scenie Sali Wielkiej. Na kobiecej harfie ardine zagrqała mauretańska wokalistka afrykańskiego nurtu pop Noura Mint Seymali. Przemknął przez publiczność pustynny samum, niesiony dźwiękiem elektrycznej gitary Jeichy Ould Chighaly.
Wspierając, zmieciony wojną, festiwal na malijskiej Saharze,
w orszak etnoportowych artystów, zaproszono na sceny zamku jeszcze dwie afrykańskie formacje. Poderwały publikę bębny i młoteczki Bessekou Kouyate, malijskiego mistrza Ngoni. Głosy afrykańskich kobiet tchną siłą i przekonaniem, żona Bessekou, Ami Sacko, dała świadectwo żeńskiej mocy
i dałabym wiele, by zrozumieć część tekstów piosenek jej pieśni.
w orszak etnoportowych artystów, zaproszono na sceny zamku jeszcze dwie afrykańskie formacje. Poderwały publikę bębny i młoteczki Bessekou Kouyate, malijskiego mistrza Ngoni. Głosy afrykańskich kobiet tchną siłą i przekonaniem, żona Bessekou, Ami Sacko, dała świadectwo żeńskiej mocy
i dałabym wiele, by zrozumieć część tekstów piosenek jej pieśni.
Wszystkie zespoły, afrykańsko -korzenne, przejawiają radość tworzenia i radość istnienia ludzką.
— Are you happy? — krzyczał w nocy Asnake Guebreyesem, Etiopczyk z pochodzenia, występujący
z szalonymi Francuzami, w zespole uKanDanZ. Wielka scena uginała się pod ciężarem ich pasji
i wściekłej energii. Nie ostudziła zespołu awaria perkusji,
a perkusista popełnił nieludzki wysiłek, podobnie jak wokalista, bo choć on niewielkiego wzrostu, to wyrzucał
z trzewi słowa i zionął nimi, jak nasz ziomal z Wawelu. Do tego dokładając gitary i saksofon, hałas był nieziemski, i nie dałyby mu rady nawet panie z chrześcijańskiej procesji, które wypłoszyły subtelną Lautari z jej własnego koncertu. uKanDanZ
to formacja absolutnie
niepowtarzalna, hipnotyzująca i porażająca szczerością i zapałem.
Podobnie jak w The Birthday Party, z haosu i ciężaru dźwięku, wyłania
się sens i zarys melodii. Były bisy, Asnake, niczym mistrz ceremonii
woodoo, zstąpił do publiczności, z mikrofonem szczęśliwie, miast kury.
Zostałam fanką zespołu, i mam nadzieję, zawita uKanDanZ jeszcze do nas.— Are you happy? — krzyczał w nocy Asnake Guebreyesem, Etiopczyk z pochodzenia, występujący
z szalonymi Francuzami, w zespole uKanDanZ. Wielka scena uginała się pod ciężarem ich pasji
i wściekłej energii. Nie ostudziła zespołu awaria perkusji,
a perkusista popełnił nieludzki wysiłek, podobnie jak wokalista, bo choć on niewielkiego wzrostu, to wyrzucał
z trzewi słowa i zionął nimi, jak nasz ziomal z Wawelu. Do tego dokładając gitary i saksofon, hałas był nieziemski, i nie dałyby mu rady nawet panie z chrześcijańskiej procesji, które wypłoszyły subtelną Lautari z jej własnego koncertu. uKanDanZ
W piątkową noc, najdłuższą noc festiwalu, polskie dźwięki zainicjowała Masala Sound System,
prezentując nowy materiał. Duże Pe, niczym muzyczny wojownik, z
właściwą sobie charyzmą, nawoływał do politycznej rewolucji. Duży Pe
głosił wielki plan do ostatniego członka publiczności, do 4,30 rano.
Pieśni ludu kontynuowała Kapela Maliszów, która okazała się umuzycznioną rodziną, chwalącą tradycje muzyczne polskiej wsi. Grupa tancerzy, pod sceną, ruszyła raźno i z przytupem, w rytm mazurków niemożliwych i hołupców radosnych. Była ballada do chmielu i rozmowa z wilkiem. Na koniec zakrzyknęli:
— Chodzonego! — i para za parą szła, tancerze i publiczność. Bo chodzony jak polonez jest, tylko zwyczajny ludowy, bez zadęcia.
Na festiwalu prezentowali też Polacy innych kultur dźwięki. Reprezentowali ten mezalians Caci Vorba, po bałkańsku, i Sefardix Trio po arabsku.
Sutari, niby Polki po polsku, ale trochę z Karpat, a trochę, jak Żywiołak, z międzynarodowego czarownic kotła ich muzyka wyrosła.
Sutari, niby Polki po polsku, ale trochę z Karpat, a trochę, jak Żywiołak, z międzynarodowego czarownic kotła ich muzyka wyrosła.
Szanując czas moich, jakże nielicznych, czytelników, napomknę tylko zdania dwa o braciszkach naszych irlandzkich. MÁIRTÍN O’CONNOR BAND.
Lirycznie i skocznie, i tak po europejsku, w czwarty dzień kulturowej
melasy, akustyczną gitarą i miłością do „ Bolka i Lolka”, zagarnęli
nasze serca
i odnóża. Wiedzą co dobre Irlandczycy. Nie chcieliśmy dać im ze sceny zejść, bisów naliczyłam cztery, grali na wesoło, i grali na poważnie, Hendel w oprawie skocznoceltyckiej brzmiał niesamowicie.
Pocieszył nas ostatni koncert na trawie, i były tańce i swawole, w rytm kolumbijskich bębnów panów w kapeluszach. El VivaCumbia All Stars! El viva Columbia! El Viva Polonia! El Viva Zamek Poznań!
i odnóża. Wiedzą co dobre Irlandczycy. Nie chcieliśmy dać im ze sceny zejść, bisów naliczyłam cztery, grali na wesoło, i grali na poważnie, Hendel w oprawie skocznoceltyckiej brzmiał niesamowicie.
Komentarze
Prześlij komentarz