Dikanda
- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
Gorzelnia 505 w Połajewie.
Od
w dwóch lat prowadzę moje autko z muzyką Dikandy. Zawdzięczam jej
wiele radości oraz naiwnej wiary we własne umuzykalnienie. Pokrzykuję i
śpiewam podążając szosami. Płyta za płytą, trwało moje uczucie do
Dikandy. Ileż to dróg i ileż kilometrów bezustannej radości trwania
dźwiękiem.
Ile powtórzeń, okrzyków i westchnień. Tylko zatańczyć w autku trudno …
Ile powtórzeń, okrzyków i westchnień. Tylko zatańczyć w autku trudno …
A
zatańczyć mi przyszło, z Dikandą, nieoczekiwanie, w nieoczekiwanej
scenerii. Folk trafił gdzie jego miejsce, w serce wsi połajewskiej, do
starej gorzelni, zaadaptowanej dla restauracji przez duże r,
z fortepianem gości oczekującym. Nie było tego wieczoru z niego pożytku. Struny zabrzmiały w wykonaniu wiolonczeli i gitar. Prym wiodła trąbka, akordeon i charakterystyczne dla Dikandy bębny.
Również nieoczekiwanie błędnym się okazało moje wyobrażenie o wyrywającym z butów charakterze Dikandy. Witalność i energia muzyków jest równie ogromna co liryzm w słowie i dźwięku.
Popłynęły utwory słowiańskie i wschodnie. Były Bałkany niczym z filmów Kustoricy. Turecki baraban
i obrzędowe zaśpiewy Kasi, które autentycznością biją na łeb rytualne fragmenty z muzyki Dead Can Dance. Djamba Daniela z Dikandy pozbawiała oddechu. Gitara elektryczna zabrzmiewała zupełnie jak wschodni saz. Romańskie ballady i rytmy wstrząsały do trzewi i kazały wężem się giąć. Witalność Anny i prostolinijna potrzeba oddania się muzyce i nam, widzom, czyni Annę postacią artystycznie szczerą i niespotykanie swojską, ze swoiskim instrumentem przy piersi, dobrym, węgro-polskim akordeonem. Gdy wyszli na bis, popłynęły polskie, genialne przyśpiewki i końcowy duet, piękna pieśń w akompaniamencie jeszcze piękniejszej trąbki.
z fortepianem gości oczekującym. Nie było tego wieczoru z niego pożytku. Struny zabrzmiały w wykonaniu wiolonczeli i gitar. Prym wiodła trąbka, akordeon i charakterystyczne dla Dikandy bębny.
Również nieoczekiwanie błędnym się okazało moje wyobrażenie o wyrywającym z butów charakterze Dikandy. Witalność i energia muzyków jest równie ogromna co liryzm w słowie i dźwięku.
Popłynęły utwory słowiańskie i wschodnie. Były Bałkany niczym z filmów Kustoricy. Turecki baraban
i obrzędowe zaśpiewy Kasi, które autentycznością biją na łeb rytualne fragmenty z muzyki Dead Can Dance. Djamba Daniela z Dikandy pozbawiała oddechu. Gitara elektryczna zabrzmiewała zupełnie jak wschodni saz. Romańskie ballady i rytmy wstrząsały do trzewi i kazały wężem się giąć. Witalność Anny i prostolinijna potrzeba oddania się muzyce i nam, widzom, czyni Annę postacią artystycznie szczerą i niespotykanie swojską, ze swoiskim instrumentem przy piersi, dobrym, węgro-polskim akordeonem. Gdy wyszli na bis, popłynęły polskie, genialne przyśpiewki i końcowy duet, piękna pieśń w akompaniamencie jeszcze piękniejszej trąbki.
Towarzyszy mi jeszcze dziś uczucie
niedosytu, choć koncert blisko dwie godziny trwał. Odkryłam też
rehabilitacji sprawczą moc tańca. Owacjom nie byłoby końca, ale muzyk,
zwykła rzecz, ma również zwykle, ludzkie życie. Więc pozwoliliśmy odejść
Dikandzie, ale moje autko samo Dikandę wciąż gra,
a ja już tęsknię do następnego spotkania.
a ja już tęsknię do następnego spotkania.
- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
Komentarze
Prześlij komentarz